Kochacie czekoladowe paletki Makeup Revolution? A czy tak samo będziecie je kochać, gdy dowiecie się, że kosmetyki MUR są z Chin? Ja jeszcze przecieram oczy ze zdumienia, choć emocje po tym zatrważającym odkryciu już opadły.
Ale po kolei - jest piątkowa noc, nie chce mi się jeszcze spać, więc stwierdziłam, że zabiorę się za porządki w kosmetykach, posegreguję je, posprawdzam daty... Markę MUR lubię (a może lubiłam!), bo mają stosunkowo tanie kosmetyki i całą gamę przepięknych odcieni. W dodatku dostępne są w Rossmannie, więc mam ogrom ich kolorówki.
Gdy poszukiwałam dat ważności i samych kodów, by móc rozszyfrować te daty, natknęłam się na napis MADE IN PRC oraz Manufactured in the PRC. Od razu zaświeciła mi się w głowie czerwona lampka - Chińczycy nie stosują już napisu Made in China, bo ludzie są uprzedzeni do chińskich rzeczy. Made in PRC to legalny chwyt marketingowy, a rozwinięcie tego skrótu oznacza People's Republic of China = Made in China. Czasami można natknąć się na spolszczenie ChRL, które oznacza Chińską Republikę Ludową.
Może w tej chwili dramatyzuję, ale kupując kosmetyki MakeUp Revolution LONDON sądziłam, że są one produkowane na terenie Wielkiej Brytanii, a jeśli nie - to chociażby w jakimś oddziale na terenie Unii Europejskiej. W UE obowiązują przynajmniej bardziej restrykcyjne przepisy prawne jeśli chodzi o produkcję kosmetyków. A w Chinach? Tam każda osoba może urządzić w przydomowym garażu fabrykę kosmetyków... Standardy sanitarne prawie nie istnieją. Skażona woda? Metale ciężkie? Biegające szczury? Czemu nie...
Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że MUR dba o higieniczność podczas produkcji, ale jak głosi stare porzekadło - nadzieja matką głupich... Do tej pory żyłam w nieświadomości i na szczęście nic mi się nie stało, ale szkoda mi zdrowia, skóry i oczu na testowanie kolorówki wyprodukowanej w niewiadomych warunkach przez chińską, tanią siłę roboczą...
Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że MUR dba o higieniczność podczas produkcji, ale jak głosi stare porzekadło - nadzieja matką głupich... Do tej pory żyłam w nieświadomości i na szczęście nic mi się nie stało, ale szkoda mi zdrowia, skóry i oczu na testowanie kolorówki wyprodukowanej w niewiadomych warunkach przez chińską, tanią siłę roboczą...
Cóż mi po tym, że kosmetyki są zaprojektowane i opracowywane w Londynie, skoro produkcja pełną parą działa w Chinach na licencji TAM Beauty?! Niestety, to nie są pojedyncze przypadki, bo wszystkie kosmetyki MUR i Freedom Makeup, które posiadam, zostały wyprodukowane w Chinach (specjalnie sprawdziłam każdy z nich i zrobiłam kilka zdjęć, by zobrazować o co mi chodzi). TUTAJ recenzowałam paletkę do brwi - szkoda, że 1,5 roku temu nie zwróciłam uwagi na napis Made in PRC...
Do tej pory o tym nie wspominałam, bo nie chciałam robić antyreklamy, ale na jednym ze spotkań blogerek otrzymałam nową - zapleśniałą paletkę Freedom Makeup Pro Decadence Palette - Clubbed To Death. Zresztą nie tylko ja...
Powyższą paletę cieni otworzyłam w dniu jej otrzymania i prezentowała się właśnie tak, więc uwieczniłam na pamiątkę, bo jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałam spleśniałych cieni do powiek. Niesmak i uraz do marki Freedom pozostał 😧 A wspominam o tym, bo zarówno Freedom Makeup, jak i Makeup Revolution są produkowane na licencji TAM Beauty.
Która z Was była świadoma pochodzenia MUR?
A którą z Was udało mi się uświadomić?
PS. Obecnie posiadam 26 różnych kosmetyków MUR i Freedom, które pochodzą z różnych źródeł (od oficjalnego dystrybutora, z Rossmanna, z kilku drogerii internetowych), więc nie ma możliwości, by wszystkie te kosmetyki były podróbkami.
Myślę, że wiele osób, które przeczyta ten wpis zostanie uświadomiona.
OdpowiedzUsuńSpotkałam się z tym, ze kosmetyki są produkowane w Chinach i muszę ci powiedzieć, że faktycznie zniechęciło mnie to do danego produktu. Niestety jednak wolę kupić coś produkowane w UE, gdzie jednak wszelkie normy sa bardziej restrykcyjne i niestety nie przekonuje mnie tłumaczenie firm europejskich, ze mimo, ze coś jest produkowane w chinach to wg norm UE.
Do mnie też to nie przemawia :( Firmy lokują swoje zakłady produkcyjne w Chinach, żeby wytwarzać masowo kosmetyki tanim kosztem i nie sądzę, by przykładały wtedy wagę do higienicznych warunków produkcji i wysokiej jakości surowców, bo to wszystko generuje dodatkowe koszty. Może i patenty są opracowywane w Europie, ale szczerze wątpię, by ściągali surowce z UE, bo taniutkie są na miejscu - w Chinach. W dodatku, w Chinach istnieje wymóg testowania na zwierzętach, więc trochę nijak się to ma do zapewnień firmy o nie testowaniu kosmetyków :/
UsuńWow, strach się bać... Jak wrócę to domu to też sprawdzę pochodzenie moich paletek...
OdpowiedzUsuńKoniecznie daj znać co jest na nich napisane :)
Usuńjejku masakra, jestem zaskoczona, będę zwracała uwagę na ten skrót i dobrze, że już wiem co on oznacza. mam paletę MUR Fire i jest bardzo dobra jakościowo. nie wiem gdzie została wyprodukowana bo teraz jestem w pracy i nie mam jak sprawdzić. Ciekawe co takiego znalazło się w Twojej bo jeszcze nie spotkałam się z czymś takim jak zapleśniałą paleta. OMG!!!
OdpowiedzUsuńTeż byłam zaskoczona, gdy to odkryłam :( Wszystkie moje cienie są z Chin - Naked Chocolate, Girl Panic, Flawless Matte 2 i Iconic Pro 2. Daj znać czy Twoja MUR Fire też ma oznaczenie Made in PRC ;)
UsuńCiekawe czy inne marki też produkują swoje kosmetyki w Chinach
OdpowiedzUsuńTeraz będę zwracać na to uwagę, więc jak coś mnie zaniepokoi, to na pewno o tym napiszę na blogu :)
UsuńJa byłam uświadomiona i za pierwszym razem dosyć mocno się zdziwiłam. W sumie dlatego też przestałam kupować po pierwszym razie.
OdpowiedzUsuńMi ponad 2 lata zajęło zwrócenie uwagi na napis 'Made in PRC'. Szkoda, że o tym się nie mówi i przez tyle czasu nieświadomie używałam kosmetyków MUR. Lubiłam tę markę, a teraz wiele straciła w moich oczach i będę z dystansem do niej podchodzić :(
UsuńHah... zbieg okoliczności. Na początku tygodnia właśnie obejrzałam sobie kartonowe opakowanie "białej czekoladki" (do tej pory leżała w zapasach) i też zauważyłam kraj produkcji. Zmroziło mnie tak jak i Ciebie, a pierwsza moja myśl była taka, czy czasem nie posiadam podróbki :P Od razu weszłam na stronę e-zebry (tam dokonałam zakupu) a tam informacja "kraj produkcji: Wielka Brytania". Hmm... coś tu nie gra :/ Niesmak pozostał:/
OdpowiedzUsuńJa nie zamawiałam nic na e-zebrze. Specjalnie przeliczyłam moje Makeup Revolution i Freedom - mam 26 różnych kosmetyków tych dwóch marek, które pochodzą z różnych źródeł - od oficjalnego dystrybutora, z Rossmanna, z różnych drogerii internetowych, więc nie jest to możliwe, by wszyscy mieli podróbki ;) Myślę, że e-zebra nie jest świadoma "chińskości" MUR albo specjalnie to maskuje, bo jak MUR London, no to kraj produkcji Wielka Brytania - a tu niestety tak nie jest :/
UsuńWiedziałam, ze MUR są produkowane w Chinach - niskie ceny mówią same za siebie.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co polski dystrybutor MUR, który dał Wam te spleśniałe "prezenty" na to?
Dobrze, że jesteś tego świadoma. Ja na pewno nie zrezygnuję całkowicie z MUR, bo z Girl Panic, czekoladowej paletki i rozświetlaczy jestem zadowolona, ale będę z większym dystansem podchodzić do ich nowości :)
UsuńA co do tego spleśniałego prezentu, to raczej sprawa w żaden sposób nie została rozwiązana - w końcu nie wiem, czy mail do nich nie został wysłany czy oni nie odpisali ;)
90% rzeczy i to nie tylko kosmetyków są produkowane w Chinach. Zara, Nike itd... same Chiny. Po prostu jest tam najtańsza produkcja. Przejmując się tym wszystkim nie moglibyśmy nic kupować. Ta pleśń to pewnie jakieś niedopatrzenie w dacie ważności, nie wiem, po prostu wpadka. Jak szczur w ubraniach Zary i jakoś sklep nie splajtował, dalej funkcjonuje i produkuje w Chinach :)
OdpowiedzUsuńJest spora różnica pomiędzy kosmetykami, a ubraniami czy innymi gadżetami ;) Wiesz, ja uwielbiam chińskie gadżety, pędzle, ubrania itp., bo nie oddziałują na skórę, a jeśli tak - to w niewielkim stopniu. Często robię zakupy na Aliexpress, ale kosmetyków bym tam w życiu nie kupiła! Wolę dmuchać na zimne, niż później leczyć skórę z wysypki lub poparzeń, męczyć się z zapaleniem spojówek albo jeszcze czymś gorszym ;) Czytałam, że nawet Chinki nie kupują chińskich kosmetyków - tylko koreańskie albo japońskie :D
UsuńDla mnie to nie nowosc, gdyz wiele kosmetykow (Morphe, Sleek, Lovely) produkowanych jest w Chinach to mnie nie dziwi ze MUR rowniez ;) Ale zdziwila i zaniepokoila mnie plesn na cieniu, to nie powinno miec miejsca :)
OdpowiedzUsuńW sumie masz rację - można się było tego spodziewać, ale ja widząc 'London' miałam złudną nadzieję, że te kosmetyki faktycznie mają coś z Londynem wspólnego ;)
UsuńO matko! Dobrze, że się na nie nie skusiłam, chociaż już mi chodziły po głowie. Coś mi chyba kiedyś mignęło przy oglądaniu w sklepie, ale zignorowałam to odpuszczając sobie zakup. Teraz już jestem pewna, że tego dziadostwa nie kupię.
OdpowiedzUsuńJa miałam w planach kilka zakupów MUR z miętową i brzoskwiniową czekoladką na czele, ale sobie odpuszczę i zainwestuję w The Balm albo Zoevę :)
UsuńJestem zaskoczona a ta pleśń jest obrzydliwa! Pierwszy raz widzę tak naprawdę przeterminowany kosmetyk. Cienie MUR lubię, ale np. pudru już bym na skórę nie nałożyła
OdpowiedzUsuńJa pierwszy raz spotkałam się z pleśnią na cieniach do powiek, więc aż się boję co mogło być w ich składzie, skoro "nowa" paletka tak wyglądała :(
Usuń